2011/07/06

What about me?

Ależ się podczas mojej całkiem krótkiej nieobecności pozmieniało. Dowiedziałam się o sobie od cholery nowych rzeczy, więc jestem poniekąd w lekkim szoku. Zadziwiające, jak wiele do powiedzenia mają ludzie, którzy nie powinni mieć na dany temat do powiedzenia nic a nic. Zazwyczaj takie rzeczy zdarzają się w najmniej oczekiwanych momentach - płynę sobie spokojnie kajakiem, a tu bach! dostaję w brzuch serią smsowych newsów.
(nie, żeby zupełnie niespodziewanie zaskoczyła mnie Osiecka)

Cóż, niektórzy ludzie nie potrafią bądź nie lubią stwarzać pozorów. Ja niestety do tej grupy osób nie należę. Po co mam nowo poznanej osobie opowiadać o moim prawdziwym życiu? Ot, prawdziwym. Może po prostu o tym bardziej prywatnym. Po co mam zarzucać obce osoby swoimi problemami? 
Ja rozumiem, że niektórzy tak robią
W zasadzie nie, nie rozumiem tego.
Jedyne pytanie, które przychodzi mi na myśl - po co? 
Przecież każdy zasługuje na odrobinę prywatności, a zależy to wyłącznie od niego. Stwarzanie pozorów to jedna sprawa, a odbieranie ich i interpretowanie przez osoby trzecie - zupełnie inna. Trzecie, dokładnie tak, trzecie. Jeśli znamy się lepiej - wiesz wiele o moim życiu, wiesz, dlaczego nie mówię o tym, co tak naprawdę się dzieje wszystkim.

(Włączę Placebo, mały powrót do 2009)

Kolejna kwestia (warta poruszenia, bo myślę, że osoba/osoby, do których skierowany jest wpis, już się zorientowały. Jeśli nie - brawo kochane, brawo) - bezpośredniość. Czym różni się, według lojalnej osoby, obgadywanie osoby od powiedzenia jej prosto w oczy czegokolwiek? A właśnie, różni się właśnie tą lojalnością. Bo po jednej stronie jednak jej brakuje. W tym momencie zaczynają się schody i wracamy do wszechobecnych pozorów. Schody i poniekąd skrajności. 
Ja tylko udaję, że wszystko jest dobrze. 
Ja nie czuję się źle, ja po prostu nie chcę opowiadać wszystkim naokoło, jak jest naprawdę. 

Co czujesz, opowiadając wszystkim wokół o swoich problemach?
Czujesz się lepiej? Czujesz się lepiej ze świadomością, że wszyscy wiedzą, że przytrafiło ci się tyle złych rzeczy w życiu? Że z góry zakładasz, że z litości ktoś się z tobą zaprzyjaźni? Pewnie, wszyscy. Ze mną na przedzie. Biegnę, by zaprzyjaźnić się z biedną, sponiewieraną przez los osóbką, która po dziesięciu minutach znajomości wyzna mi, że zatruła się truskawką. 
Wciąż. 
Cały czas,
wiesz?

Patrząc z zupełnie innej strony - czy osoby, którym życie układa się materialnie całkiem pomyślnie zawsze muszą być utożsamiane ze stereotypem bogatych dzieciaków? Najpierw trzeba trochę pomyśleć. 
Co mam zrobić z tym, że mój ojciec dobrze zarabia?
Mam udawać, że tak nie jest?
Wszystko, rozumiem, ma swoje granice- nikt przecież nie umieszcza tu bilansów swoich wydatków ani dochodów rodziców. 
Co mam zrobić z tym, że zarówno moja matka jak i mój ojciec żyją i fizycznie mają się dobrze? Z tym, że nie przeżyłam żadnej tragedii związanej ze śmiercią bliskiej osoby, że nigdy nie dotknęła mnie bieda, że zawsze miałam co jeść? Mam udawać, że tak nie jest, żeby wzbudzić litość? Żeby pokazać, że źle mi w życiu? 
Och, ależ ja wszystko rozumiem. 
Zabawnie się złożyło, że wbrew temu, co niektórym mogłoby się wydawać, wcale nie mam tak zajebistego życia, na jakie wygląda. A może i nie wygląda? Niczego nigdy nie starałam się zbyt mocno pokazywać. Zawsze byłam całkiem skryta. Dopiero, gdy przychodziło mi poznać kogokolwiek bliżej, dzieliłam się z nim cząstką prywatności. Uprzednio oczywiście orzekłszy, czy osoba ta jest godna zaufania. 
Nie, nie robię żadnej tajemnicy z tego, że sytuacja w moim domu jest godna opłakania. 
Nie robię z tego tajemnicy, nie ukrywam tego, ale po cholerę mam się tym dzielić?
Kogo mogłoby to zainteresować?
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nikogo, dlatego nie dzielę się swoim życiem ze wszystkimi.

Tak, to właśnie była odpowiedź na, chcąc nie chcąc, postawioną tezę. Ustawienie koleżanki przez koleżanki na równi z nastoletnimi dziwkami z tabliczką suka. 

(Ja za takie rewelacje na przyszłość, dziękuję. )

P.S. Zrozumiałabym takie zachowanie ze strony osoby, która zna tę drugą na tyle dobrze, że mogłaby się na jej temat konkretnie wypowiedzieć. Zrozumiałabym
Pośmiej się, zanoś się śmiechem, będzie mi szalenie miło, miła. Przykro mi, ale zobojętniałam.

Z miejsca pragnę pozdrowić kochane Adę i Jagienkę i jedzenie z nimi zapiekanek na Kazimierzu oraz picie dobrego czegoś w Starbucksie za trzy miesiące! : *


~*~

Wyjazd był zdecydowanie bogaty w wiele przygód, w jedzenie pulpetów ze słoika, szatańskie picie, wielką nieodpowiedzialność, szalone muchy i latanie za nimi po nocy z klapkami, spanie w pięć osób na dwóch łóżkach, skakanie do Hańczy na główkę, śniadania o 14, mnóstwo deszczu, brak zasięgu, uzależnienie Klaudii od fejsbunia (co równało się z ciągłym szukaniem zasięgu), telefon od trenera, pyszny twaróg na śniadanie, słuchanie Love Story i Fazy Delta, ognisko za 30 złotych, darmowy prysznic u Wandy, i wieczorne słuchanie Within The Realm Of A Dying Sun i The Score (swoją drogą odkryłam swoje głębokie uczucie do tej muzyki). Ah, no i zapominalskie bransoletki Klaudii, które wciąż świecą :)

Niesamowicie trudno jest pisać wpis poruszający parę wątków jednocześnie. 
(Ochłonęłam. Dziękuję, czuję się o niebo lepiej.)

Wiejskie koksy!

Tomanio koks!

Impreza w Dworczysku, ah

Prezent urodzinowy dla siostry!

Klaudiowy tort urodzinowy (oj oj, następnego dnia był normalny!)

Ale z kabanosem?

Kingusia pijak!

Bez sweet foci się nie obeszło, przepraszam <3 

~*~
Gosia i jej czynny udział w skakanej sesji Kingusi :D

50 1.8 niepodłączone






Rozpisałam się jak nigdy? Tak, tak sądzę. 
przepraszam, ale:

"-Czyli tylko ja jestem taki zły?
- No to napisz do mnie SMSa, kurwa "
Czyli akcja I LOVE NOSOWSKA trwa na wieki wieków amen amen. Oj, żartuję. (choć gdyby nie ona, nie jechałabym za miesiąć z Izą na offa!)
Już mam dobry humor
Dobranoc, kochani!