2011/04/28

Treat me like ur mother

 Czuję się, jakby cały czas trwał weekend. Nic nie robię. Nic nie robię! Przesiedziałyśmy dziś całe popołudnie u Darji na wsi, pooglądałyśmy latające w huraganie krowy, zrobiłyśmy dobre wiejskie żarło i posłuchałyśmy dobrej muzyki, jak na porządnych znawców przystało. No, może niezupełnie. Co prawda do tej pory nie mam pojęcia, co oznacza to słowo, ale tak czy siak - jest dosko. No i ten kot w toście. Epic day, epic afternoon, EPIC, epic (jak EPICA! matko, to było żałosne)

Musiałam, no musiałam. Znalazłam koszulkę z moimi rysunkami, więc muszę je tu udostępnić. Wiadomo, nie są aż tak mroczne, wampajer i profeszynal, jak niektórych, ale nic to. Nie mam zdjęć, a mam ochotę coś napisać, więc podziwiajcie. I płaczcie. Ach och ach och, jestem taka beznadziejna. Co fakt, jak zwykle Adzie wyszło lepiej, ale rysowałyśmy wczoraj Kaśkę. MŁODĄ. To było bezczelne, acz i tak ją kochamy. Anyway, oto efekt:

Nie, nie jest podobna. Nie, nie miała być.

4 pory oj shut the fuck up!

Widok z mojego okna ze stycznia

John McGeoch - rysowałam z wyjątkowo niewielkiego oryginału - nagrania Arabian Knights z 1981

The Dead Weather. A CHUUUU, Alison była na początku podobna. Naprawdę, była XD

Moje uzależnienie - worm happy :D

Komiks o WT-NW, który kiedyś może pokażę w całości. Nie wiem, skąd ja miałam takie chore pomysły (wakacje 2009) haha. Niedawno narysowałam go na nowo, bo w oryginale był obrzydliwie niepoprawny gramatycznie (Ą Ę PANI NAUSZYSIEL SIĘ ZNALAZŁA) i zrobiony jakimś długopisem na kolanie. Uf, that's it.



No to wszystko. Mam nadzieję, że wciąż trybicie i jarzycie!



Cheers :*