2011/04/19

Koocham takie dni jak dziś! Kocham, kocham, uwielbiam! Od rana ten wspaniały turniej siatkówki, który był tak wspaniały, że rączki mi odpadają, och ach och ach! I pozdrawiam Kaśkę, z którą wyczaiłyśmy wśród trenerów pana Stalinohitlera, któremu składałyśmy imieninowe życzenia.
Potem mały spacerek z Zaskrońcem, czyli do sklepu, czyli do Unii, zgubić się, do ulicy, na bosmańską, na lody, na jakieś dziwne zielone picie i z powrotem :)
A wiecie, co jest najlepsze?  To, że jest już ta pora roku, kiedy wracam do domu, patrzę na stertę książek na parapecie i co? I wybucham śmiechem. Ostatnie, co mam ochotę robić w taką pogodę to uczyć się czy odrabiać lekcje.

 W każdym razie niedawno wróciłam i kogo łaskawie zastałam na skypie? Kaktusa kochanego! Oto, co od niego dostałam (miałam tego nie wrzucać ale nie mogłam się powstrzymać, a kaktus straszy, że mnie ciachnie)
JA NAPRAWDE NIE WIEM CO TO JEST,  ale chyba moja ewolucja względem heja i tego, że 2005 był jakby nie patrzeć, dość dawno. Ano, i otwierałam soczek
 A teraz selfów sto, z wczoraj, bo dostałam nagłej weny :)




A tak poza tym: chciałam przestać obsesyjnie słuchać biednego Heya, więc przerzuciłam się na Nosowską - chyba nie powinnam była. Noooo, zdecydowanie nie. Zawsze to jakaś alternatywa, ale pomocy, w życiu nie słuchałam niczego tak intensywnie.
PUK PUK



Cheers :)