2011/10/09

Meanwhile in Szczecin

Jackuuuuuuuuuuuuu tyś przystojny (hasło dnia wczorajszego)
Byłyśmy rebelianckie, uciekałyśmy przed polizei. W Słowianinie byłam na nielegalu. Po trzech zwietrzałych, bezsmakowych Black devilach mam chrypę i umiem zaśpiewać That's a lie.
Kolaboranci nie są fajni, tysiąc supportów również. Fajny jest za to Dezerter, nawet nie przeszkadza mi już seksowny wokal Robala.
No i dałam radę - przez calutki koncert trzymałam jedną miejscówę. To nic, że przez to mam pękniętą tętnicę, połamane żebra i powykręcane kostki, w ogóle to metr przede mną stał Jacek, więc sorry, ale ja go lubię.
Dwie godziny w Starbucksie i teehheeen taaahhhaaaki niisskkhhhiii głooohhhooos
O lesie nie jest takie złe (nie bij)