13
VII 2013
Jedną
trzecią (a może nawet troszkę więcej, być może nawet dwie
piąte) tegorocznych wakacji spędziłam w pięknej Skandynawii
łamane na pięknych: Litwie, Łotwie i Estonii. Tym samym spędziłam
zdecydowanie zbyt dużo czasu sam na sam z Łukaszem, właściwie bez
dostępu do internetu, telefonu i odcięta od świata zewnętrznego,
z którym kontakt ograniczał się do wymienienia z każdym kilku
zdań raz w tygodniu, a nawet i rzadziej. Co ciekawsze (wcale nie),
impreza w Norwegii trwa dalej. Od dwóch dni tkwimy mianowicie w
położonym niewątpliwie bardzo malowniczo (chociaż tyle) domku
rybaka przerobionym na letniskowy na największym pustkowiu świata.
Najbliższy sklep – 10 kilometrów na południe (a to i tak tylko
spożywczy, w którym papryka kosztuje 20 złotych). Najbliższe
skupisko ludzi nie licząc kilku rozrzuconych na skałach rybich
domków i ich mieszkańców oraz wspomnianego spożywczaka dla
bogatych – prawdopodobnie dopiero Nordkapp. Domek (a w nim również
i ja) rybaka Ole z hakiem zamiast lewej dłoni stoi na półwyspie
kończącym ląd Europy, daleko daleko za kołem podbiegunowym i
chyba bliżej mi z owej chatynki na Biegun Północny niż do domu.
Szybciej spotkałabym misie polarne niż moich znajomych. To dosyć
przygnębiające.
Zdążyłam
edytować 130 zdjęć wybranych spośród miliarda, które zrobiłam
od początku wyjazdu (przynajmniej nie będę potem narzekać, że
nie chce mi się tego robić, nie ma tego złego i w ogóle), upiec
rybę, którą złowił Ole i spędzić z Lokim na Nordkappie piękne
4 godziny owiane gęstą mgłą (co-ja-piszę jak ą mgłą) kłótni
wiszącej w powietrzu od dzisiejszego ranka, wczorajszego,
przedwczorajszego i tak dalej i tak dalej (od ranka pierwszego dnia).
Później pomyślałam, że dodałabym post z tymi zdjęciami a potem
przypomniałam sobie, że PRZECIEŻ NIE MAM INTERNETU (okej do kogo
ja mam pretensje, jestem w miejscu, gdzie jest więcej reniferów niż
ludzi, na co ja liczę). Dlatego dziś (13 lipca A.D. 2013, 11 dzień
sam na sam z Łokaszem, 11 dni do powrotu do domu; dziennik pokładowy
cz. IX) piszę post, który dodam pewnie za jakieś trzysta lat,
kiedy zechce mi się edytować kolejne 130 zdjęć wybranych spośród
kolejnego miliarda, który zrobię
eh
albo nie zrobię;
21 VII 2013
(już teraz na szczęście pozdrawiam z Koszalinka i spokojnie z uśmiechem na mordzie mogę zaraz lecieć i korzystać z wakacji jak na kulturalną młodzież przystało. Oh wait, what)
//Litwa
|
No odwiedź |
|
Niemieckie geronty jaki to przykry widok ech |
|
Hajs baksy mamona bendżaminy moje ruble mafiozo |
|
Wory boze jak smiesznie |
//Łotwa
|
Confused Lokasz is so confused (a to nowość) |
//Eesti
|
HILTON ROYAL ****** TALLIN CITY HOTEL |
|
Dobrze trafiłam |
|
No czerwone |
|
My dzifki |
|
Geronty w wodzie (to naprawdę przykry widok) |
//Finlandia
|
ADOLF HIPSTER ISTNIEJE |
|
Ale ze mnie czika pozdro |
|
To nie Monte Carlo to nie Monako to Helsinki ehe |
|
FASOLKA XD |
|
OFICJALNIE NAJGORSZE I NAJBARDZIEJ TANDETNE ZDJĘCIE
JAKIE ZROBIŁAM W ŻYCIU ALE MAM Z NIEGO BEKĘ WIĘC JE TU DODAM XDDDDD |
|
Tak to ryby |
|
Główna droga na północ; Wir fahren Autobahn |
|
Takie trochę jelenie na rykowisku ale co poradzić |
|
Kuchnia pod namiotami, ja kucharz |
|
Och tak, fiński, mówcie mi jeszcz |
|
Fajnie mam |
|
Hell achtung jestem tak dojcz sauerkraut polarkreis |
|
Jeśli kiedykolwiek wysyłaliście listy do Mikołaja, są one tutaj.
Nawet z Ugandy (ale z Polszy bardzo dużo) |
//Norwegia
|
Koniec Europy i tego zjebanego postu |
//
|
XDDDD |